„Bogu nic się nie udało, z wyjątkiem kotów…” — pisała Wisława Szymborska. Osobiście uważam, że udało się nieco więcej, choć w tej dowcipnej myśli pani Wisławy ukryty jest i mój zachwyt nad kotem. Jestem absolutną miłośniczką kotów. Lubię na nie patrzeć, słuchać ich mruczenia, obserwować jak się przeciągają lub przechadzają dystyngowanym krokiem. Na wakacjach często robię zdjęcia napotkanym kotom wygrzewającym się w słońcu. To daje mi radość. Jako psycholog wiem, że codzienne dostarczanie sobie pozytywnych emocji, nawet w mini dawkach, działa jak przygotowywanie przetworów na zimę. Owoce zamknięte w słoiku latem jemy dopiero zimą. Podobnie jest z pozytywnymi emocjami. Gromadzone regularnie potrafią oddziaływać z opóźnieniem, kiedy nieproszone negatywne emocje — jak smutek czy złość — atakują znienacka.
Rosina Wachtmeister — „Romance”
Takim źródłem mini dawek pozytywnych emocji potrafi być kot.
Oprócz dostarczania przyjemnych emocji, koty posiadają też właściwości terapeutyczne. Już jakiś czas temu naukowcy odkryli, że samo głaskanie kota i przysłuchiwanie się działającemu jak mantra mruczeniu stymulują organizm człowieka do wytwarzania endorfin, czyli hormonów szczęścia. W wielu krajach świadomie wykorzystywane są zdrowotne korzyści z felinoterapii, czyli terapii z udziałem kota. Jest to terapia wspomagająca, podczas której wykorzystuje się wrodzone i naturalne cechy i zachowania kotów. Kocie zamiłowanie do pieszczot, kojące mruczenie, ciepłe i miłe futerko oraz delikatność ruchów, działają uspokajająco i wyciszająco. Z drugiej strony kocia ciekawskość, figlarność, zwinność i gotowość do zabawy działają pobudzająco i aktywizująco. Dzięki temu kontakt z kotem wspomaga leczenie wielu zaburzeń fizycznych i psychicznych.
Efekty można zaobserwować przykładowo w terapii dzieci autystycznych. Kontakt z kotem ułatwia im komunikację i rozwija zdolność okazywania uczuć. Wszędobylski kot budzi zainteresowanie, przez co stymuluje emocjonalność dziecka. Ale efekty widoczne są też u dzieci nadpobudliwych. Głaskanie i monotonne mruczenie kota działa kojąco i wyciszająco na ich układ nerwowy.
Sama od ośmiu lat mieszkam z uroczą kotką o imieniu Ambrozja, dlatego w szczególności ucieszyła mnie informacja, że posiadanie kota wydłuża życie. Mówią o tym badania naukowe z 2016 roku. Zespół pani dr Bonnie Beaver, profesor na Wydziale Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu w Teksasie, przeprowadził badania, w których uczestniczyło około dziesięciu tysięcy wolontariuszy posiadających koty. Badania wykazały, iż ludzie dzielący życie z kotami, żyją średnio 10 lat dłużej w porównaniu z tymi, którzy kotów nie posiadają. Efekt zwolnienia i wyciszenia, które zapewnia kot, wpływa na obniżenie ciśnienia i cholesterolu, a co się z tym wiąże — redukuje ryzyko chorób układu krwionośnego. Zespół pani Beaver potwierdził to w badaniach: wśród właścicieli kotów o 20% rzadziej dochodzi do zawałów serca. Nadto, osoby starsze w mniejszym stopniu cierpią na osteoporozę i reumatyzm. Tu dobroczynnie działa samo trzymanie kota na kolanach, który daje efekt grzałki ocieplającej schorowane miejsca. Wynika to z faktu, iż temperatura kociego ciała jest o kilka stopni wyższa niż u człowieka. Nie bez znaczenia okazało się ponownie samo mruczenie, które wyzwala podobne wibracje jak te wykorzystywane w ortopedii do leczenia złamań i naderwań mięśni.
Koty mają opinię samotników, a paradoksalnie są świetnym towarzystwem osób samotnych, które mówiąc najprościej, dzięki kotom przestają takimi być. Już sama obserwacja kota wywołuje radość i uśmiech. Opieka nad kotem, w tym przeróżne czynności higieniczne, powodują, iż osoby samotne czują się z kolei potrzebne, ale przede wszystkim kochane. Kot, wbrew stereotypowemu myśleniu o jego niedostępności i niezależności, potrafi okazać czułość i przywiązanie jak mało kto.
Jednym słowem koty działają jak dobry lek na wiele schorzeń, a są dostępne bez recepty… Gorąco polecam Państwu przygarnięcie kota. Skorzysta na tym i dusza i ciało oraz sam kot, który, choć niby niezależny, potrzebuje bliskości i przynależności nie mniej niż człowiek.