David Hockney: „Niepokoje i idylla w basenie”
Kontynuując mini cykl o rodzicach, czyli opisując najczęstsze rozterki wychowawcze, z jakimi borykają się dzisiejsi rodzice, tym razem chciałabym przedstawić Hobbystów. Tak roboczo nazwałam grupę rodziców, która za punkt honoru stawia sobie, aby ich dziecko miało hobby. Hobbyści wkładają w te starania duży wysiłek, zapisują dzieci na liczne zajęcia dodatkowe, ponosząc koszt zarówno finansowy, jak i czasowy. Przymiotnik liczne ma tu kluczowe znaczenie. Hobbyści nie robią sobie nic z deklinacyjnych ograniczeń słowa hobby, które nie zakłada liczby mnogiej. Hobbyści zapisują dzieci na wiele kółek, szczelnie zapełniając „czas wolny” po szkole. Hobby rozumiane jest przez nich inaczej, niż stanowi definicja słownikowa. Zgodnie z nią, hobby to czynność wykonywana w wolnym czasie, dla relaksu, której głównym celem pozostaje przyjemność… Hobby w odbiorze rodziców-Hobbystów to czynność wykonywa systematycznie, w starannie zaplanowanym czasie, której głównym celem jest… No właśnie — co? Dlaczego w świecie Hobbystów przyjemność i relaks ustępują miejsca obowiązkowi i dążeniu do „mistrzostwa”? Tym artykułem chciałabym zaprosić do refleksji nad tymi pytaniami.
Na wstępie pragnę zaznaczyć dwie sprawy. Pierwsza to podkreślenie, że podobnie jak Ambitni, Hobbyści w swoim przekonaniu kierują się dobrem dziecka. Błędy, które w moim odczuciu popełniają, popełniają wyłącznie z nieświadomości, chcąc dla dzieci jak najlepiej. Druga ważna sprawa to rozróżnienie, kim są Hobbyści i jak nie pomylić ich z rodzicami, którzy zwyczajnie dbają o wszechstronny rozwój dziecka. W moim odczuciu rozsądek i równowaga stanowią granicę podziału między tymi dwiema grupami. Hobbyści sprawiają wrażenie, jakby zbyt mocno zapędzili się w dbaniu o rozwój dzieci, zapominając, aby zostawić im trochę luzu. I tak przykładowo dziecko Hobbysty w poniedziałek po szkole jeździ na basen, we wtorek — tuż po korepetycjach z matematyki — tańczy hip-hop, w środę doszkala angielski, w czwartek jeździ konno, aby w piątek zaraz po zajęciach z rysunku mieć „wolne”. Proszę potraktować ten przykład z przymrużeniem oka, choć nierzadko obserwuję, że wybór zajęć dodatkowych przypomina wykres kołowy trzech dziedzin podstawowych. Stanowią je: sport, języki obce oraz zajęcia artystyczne typu balet lub rysunek. Hobbyści wiedzą, że żadnej z dziedzin nie wolno pominąć, bo rozwój powinien być wszechstronny… Dlatego osobiście mam wrażenie, ze wybór zajęć dodatkowych odbywa się często poza dziećmi. Rodzice-Hobbyści mają z góry określony obraz, jakie powinno być ich dziecko. Skąd to wiedzą? Nie wiem. Mogę tylko przypuszczać, że wpływ na to ma dzisiejszy świat, w którym każdy musi być jakiś, mieć pasję, być w czymś wyspecjalizowany, bo tylko taka postawa zapewni sukces.
W świecie definicji książkowej słowa hobby, to dziecko, będąc w czymś dobre, czymś szczególnie zainteresowane lub po prostu mając talent, prosi rodzica o umożliwienie mu korzystania z zajęć dodatkowych. Współtworzące pojęcie hobby określenia takie jak czas wolny i relaks są tu nie bez znaczenia. Bo prawdziwe hobby rodzi się z nudy… Jest to pewnego rodzaju skrót myślowy. Chodzi w nim o to, aby pozwolić dzieciom na czas niezorganizowany – czas prawdziwie wolny. Przynajmniej dwa, trzy dni w tygodniu. Niech to będzie czas, w trakcie którego dzieci będą mogły zamknąć się we własnym pokoju i porobić tzw. „nic”, czyli pobyć sam na sam ze sobą, wymyślić własne zabawy, posłuchać swoich myśli, zwyczajnie się ponudzić... Badania psychologiczne pokazują, że to właśnie nuda jest matką kreatywności, uczy dzieci kontaktu z własnym ja, pozwala poczuć własne potrzeby oraz odkryć, co naprawdę lubią robić wolnym czasie (bez sugestii rodziców). Bo przecież hobby równa się lubię. A lubię niekoniecznie wpisuje się w wykres tortowy „sport-język-kultura”.
Czas niezorganizowany ma też dodatkowe zalety. Pozwala odpocząć nie tylko dziecku, ale też rodzicowi, który w dzisiejszym świecie oprócz funkcji rodzica, pełni dodatkową funkcję taksówkarza. Żeby było zabawnie, czas niezorganizowany służy również nauce organizacji czasu — umiejętności cennej w życiu dorosłym, sprzyja też budowaniu relacji społecznych. Kiedy, jeśli nie w takim czasie, dziecko może spotkać się koleżanką lub kolegą, aby wspólnie „nic nie robić”? Dzisiejszym dzieciom bardzo trudno spotkać się spontanicznie i mówię to z własnych doświadczeń. Jeśli nie jedno, to drugie dziecko ma już zaplanowane i opłacone zajęcia, z których żal rezygnować. Dzisiejsze dzieci nie wychodzą przecież na klatkę, na podwórko, aby pograć w gumę lub pobawić się w podchody z kolegami. A potrzeby rozwojowe dzieci się nie zmieniły. Tak jak my kiedyś, tak one teraz potrzebują towarzystwa rówieśników. Jeśli im tego czasu nie zapewnimy, znajdą go wieczorem, zaspakajając potrzebę kontaktu przez Messenger lub inny WhatsApp. A przecież tego nie chcemy…
Być może czytając ten wpis pomyślą Państwo, że to wszystko nie tak. Że owszem, Państwa dzieci mają czas bardzo zorganizowany, ale to one same wyszły z tą inicjatywą. Być może tak jest, ale warto wziąć pod uwagę alternatywną genezę dziecięcej motywacji. Dzieci przeglądają się w oczach rodziców. Potrzeba akceptacji rodzica jest dla nich potrzebą podstawową. Dlatego tak trudno dowiedzieć się, na ile praktykowane hobby wynika z potrzeby dziecka, a na ile z potrzeby usatysfakcjonowania rodzica. Widząc aprobatę rodziców, ich zadowolenie i dumę z faktu, że mają pasję, są zaangażowane, takimi się stają. Dlatego to rodzic powinien powiedzieć stop. Roztoczyć nad dzieckiem parasol ochronny w postaci mądrej równowagi. Równowagi między hobby a nudą – w obu przypadkach – w przewrotnym tego słowa znaczeniu.
Zapraszam do gabinetu!
Edgar Degas: „Foyer baletu w Operze”